Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

On wraz z ptakami przeczuł nadciągającą ulewę i od rana tułał się po domu niespokojny. On, patrząc na chmury, odgadywał tam jakieś narady i domyślał się złych zamiarów. On czuł ból trawy bitej deszczem i drżał na myśl: jak musi być chłodno ziemi zalanej wodą? Powietrze, przesycone elektrycznością, kłuło go po całem ciele, błyskawice paliły mu wzrok, a każde uderzenie piorunu zdawało się, że trafia go w głowę i serce.
Stasiek nie lękał się burzy, tylko od niej cierpiał, a cierpiąc, rozmyślał: skąd się biorą i dlaczego, tak straszne rzeczy na świecie?
Było mu bardzo źle. Niekiedy zamykał oczy, aby nie widzieć błyskawic, ale wówczas zdawało mu się, że widzi błyskawice wewnątrz siebie, i przejmował go strach. Niekiedy zatykał uszy, aby nie słyszeć grzmotów, ale był to środek bezskuteczny dla nadmiernie wrażliwego słuchu. Chodził więc z izby do alkierza, a z alkierza do izby, jak błędny; czasem wyglądał przez okno, albo bez powodu uchylał drzwi do sieni, albo pokładał się na ławie. Było mu źle, wszędzie źle, szczególnie tu, gdzie nawet nikt na niego nie patrzył.
Chciał porozmawiać z Owczarzem, ale Owczarz spał. Zaczepił Magdę, ale ona była zajęta niańczeniem sieroty. Spojrzał na Jędrka, a ten zaraz chciał go wyciągnąć na deszcz. Zbolały i udręczony przytulił się do matki, lecz matka, rozgniewana, że deszcz zalał jej ogień, odsunęła go, mówiąc opryskliwie:
— O, daj mi ta spokój! Akurat będę się z tobą bawić, kiedy obiad zepsuło...
Znowu wszedł do alkierza i położył się na kufrze, ale piekła go twarda deska. Więc wstał, wrócił do izby i oparł się na kolanach ojca.
— Tatulu — rzekł cicho, wskazując na ulewę za oknem — czego ono takie złe?
— Kto go ta wie.