Er blickt hinauf in Himmelsau’n,
Die Heldenväter niederschau’n,
Und schwört mit stolzer Kampfeslust:
Du, Rhein, bleibst deutsch, wie meine Brust!...
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Lieb Vaterland, magst ruhig...
Nagle śpiew umilkł, a po chwili rozległy się krzyki:
— Bywaj!... Bywaj!...
Ślimak i Owczarz przerwali robotę w stajni i z szuflami w rękach przysłuchiwali się pieśni Niemców. Nagła cisza i następne krzyki zdziwiły ich obu, ale parobka coś tknęło.
— Lećcie-no, gospodarzu — rzekł Maciek, kładąc szuflę — czego oni się drą!...
— I... tak im coś do łba strzylo — odparł Ślimak.
— Bywaj! — wołano z za rzeki.
— Zawdy lećcie — nalegał parobek — bo ja z moją nogą nie nadążę, a tam cosik jest...
Ślimak pobiegł w stronę rzeki, a za nim, kulejąc, wlókł się Owczarz. Właśnie wstępował na wzgórze, kiedy dognał go Jędrek, pytając:
— Co się tam wyrabia?... Gdzie Stasiek?...
Uszu Owczarza doleciały zdaleka jakieś wyrazy. Przystanął i usłyszał mocny głos, wołający za wodą:
— Taki to u was dozór... Polskie bydło!...
Wtem na zboczu pagórka ukazał się Ślimak, trzymający w objęciach Staśka. Głowa chłopaka spoczywała na ramieniu ojca, prawa ręka wisiała opuszczona bezwładnie. Z obu spływała brudna woda.
Ślimak miał sine usta i oczy rozwarte. Jędrek, poślizgując się na błotnistem wzgórzu, zabiegł mu drogę.
— Co Staśkowi, tatulu?... — zawołał przestraszony.
— Utonął... — odparł chłop.
Jędrek z zaciśniętemi pięściami przyskoczył do ojca.