— Zwarjowaliśta!... — krzyknął. — Przecie on u was siedzi na ręku...
I szarpnął Staśka za koszulę. Głowa dziecka opadła nawznak przez ramię ojca.
— Widzisz, że utonął... — szepnął Ślimak.
— Co wy gadacie! — krzyczał Jędrek — przecie on dopiero co był na podwórku!...
Chłop nie odpowiedział. Oparł znowu głowę Staśka na swojem ramieniu i, potykając się, szedł do chaty.
Przed sienią stała Ślimakowa. Jedną rękę oparła na niecce, drugą przysłoniła oczy i przypatrywała się idącym.
— No, a coście tam zmalowali? — zawołała. — Cóżto? Na Staśka znowu padło?... Nieszczęście nasze z tymi Szwabami i ich nabożeństwem!... Znowu coś na chłopaka padło...
Przystąpiła do męża i, ująwszy Staśka za głowę, mówiła drżącym głosem:
— No, Stasiek... Ino mi tak ślipiów nie wywracaj... No, Stasiek... oprzytomnij... rozejrzyj się... Nic ci nie zrobię... Magda, daj wody!...
— Ma on dość wody — mruknął Ślimak, wciąż trzymając syna na rękach.
Kobieta cofnęła się.
— Co jemu jest?... — pytała z rosnącem przerażeniem. — Czemu on taki mokry?
— Dopierom go z wody wyjął...
— Gdzie z wody?... — zakrzyczała kobieta. — Z rzyki?...
— Z tego dołka, co za górą — odparł chłop. — Wody tam po pas, ale jemu wystarczyła...
— On wpadł!... — jęknęła matka, chwytając się za głowę. — Więc co go trzymasz, stary?... Kiedy wpadł, to wylejcież z niego wodę. Maciek!... bierz go za nogi... Przewróćta go.. O głupie chłopy!... Niemrawcy!...
Ale parobek nie ruszył się. Więc sama schwyciła chłopca za nogi i wydarła go ojcu. Stasiek zawisł głową na dół, rę-
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.