Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

kami i ciężko uderzył o ziemię, a z nosa popłynęło mu trochę krwi.
Teraz Owczarz wyrwał jej dziecko i, ująwszy wpół, zaniósł do izby na ławę. Za nim poszli wszyscy, z wyjątkiem Magdy, która kręciła się nieprzytomna po dziedzińcu i nagle z rozkrzyżowanemi rękoma poczęła biec do gościńca, wołając:
— Ratujcie!... Staśka ratujcie!... Kto w Boga wierzy...
Potem znowu zawróciła w stronę chaty, ale nie weszła tam. Padła na przyźbę, i zwinąwszy się tak, że głową dotknęła kolan, zaniosła się od spazmatycznego płaczu, jęcząc:
— Ratujcie!... Kto w Boga...
W chacie Ślimak wpadł do komory, wdział na siebie sukmanę i wybiegł przed dom. Chciał lecieć, niewiadomo gdzie; więc biegał po dziedzińcu tam i napowrót, bezładnie machając rękoma.
Jakiś głos wewnętrzny wołał w nim: „Ojcze, ojcze!... żebyś ty był górę ogrodził płotem, nie utonęłoby dziecko.“
A chłop odpowiadał: „Nie ja winien!... To Niemcy go oczarowali śpiewaniem...“
Na gościńcu zaturkotał wóz. Krótko zatrzymał się przed wrotami i pojechał dalej. Za chatą rozległo się ciężkie stąpanie i kaszel: na dziedziniec wszedł bakałarz, z laską w ręku, bez czapki.
— Jak tam chłopcu? — zawołał do Ślimaka. A nie mogąc doczekać się odpowiedzi, wszedł do izby.
— Jak chłopcu? — zapytał od proga.
Stasiek leżał na ławie; matka, usiadłszy obok, głowę jego oparła na swoich kolanach, szepcząc do siebie:
— Jużci, że go potrochu odchodzi, kiedy krew płynie... Nawet jest cieplejszy...
— Jakże?... — powtórzył bakałarz, trącając Owczarza.
— Bo jo wiem?... — rzekł cicho parobek. — Ona mówi, że mu lepiej, a chłopak jak się nie ruchał, tak i nie rucha.
Bakałarz rzucił laskę w kąt i podszedł do ławy.