Ślimak milczał, aż musiał odezwać się Owczarz:
— Już jak sprzedać, to chyba Łysą...
— Wyprowadźcie-no ją — nalegał rzeźnik.
Maciek poszedł do obórki i po chwili wyprowadził nieszczęsną krowę. Zdawała się być zdziwiona, że ją wyciągnęli na dziedziniec w niezwykłej porze.
Rzeźnicy obejrzeli Łysą, i poszwargotawszy między sobą, zapytali o cenę.
— Bo jo wiem? — odparł Ślimak.
— Co dużo gadać? Sami widzicie, jakie to stare bydlę. Damy piętnaście rubli.
Ślimak znowu umilkł, więc znowu Owczarz musiał go wyręczyć w targu. Żydzi krzyczeli wniebogłosy, zaklinali się, szarpali krowę na wszystkie strony, a wkońcu, pokłóciwszy się między sobą, dali osiemnaście rubli. Jeden założył stworzeniu powróz na rogi, drugi machnął je kijem po łopatce, i — w drogę...
Krowa, poczuwszy widać zapach krwi, nie chciała ruszyć z miejsca. Najprzód skręciła do obory, ale rzeźnicy odciągnęli ją ku gościńcowi; potem ryknęła tak żałośnie, że Owczarz pobladł, a wkońcu oparła się wszystkiemi nogami o ziemię, patrząc na Ślimaka wywróconemi oczyma, w których malował się żal i przestrach.
W izbie słychać było płacz Magdy; gospodyni nie śmiała wyjrzeć na dziedziniec, a Ślimakowi zdawało się, że zapienione i zadyszane bydlątko szepcze do niego:
— Gospodarzu, a dyć spojrzyjcie, co oni ze mną wyrabiają, te Żydy... Przecie oni mnie ztela chcą zabrać i zarznąć!... Sześć roków byłam u was, i coście chcieli, robiłam woma sprawiedliwie. Ujmijcież się teraz za mną w takiem nieszczęściu!... Gospodarzu... gospodarzu!...
Ślimak milczał. Wtedy krowina, widząc, że nic jej nie uratuje, obejrzała się ostatni raz po dziedzińcu i — poszła za wrota.
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.