gospodyni. — Przy koniach zawdy musi ktoś być, a choćbyśmy ci jednego roku zasług nie dali, odbierzesz se w drugim. Z Magdą zaś co innego. Ona młoda, jej dopiero na świat, więc poco ma usychać w biedzie?
— Jużci prawda — potwierdził Owczarz po namyśle. — Nawet dobrzyśta ludzie, że w takiem zmartwieniu pomyśleliście nopirwy o tem, żeby nie psuć losu dziewusze.
Ślimak milczał, podziwiając rozum żony, która odrazu zmiarkowała, że Magda już nie ma co u nich robić. Zarazem strach go zdjął na myśl, że tak prędko rozprzęga się ich gospodarstwo. Całe lata pracowali na trzecią krowę i własną dziewuchę, a dziś jeden dzień wystarczył, ażeby obie wygnać z domu.
— Albo się wezmę do stolarki, albo jegomości zapytam się: co robić? albo już nie wiem... Ale coby ta ze mną jegomość gadał! Choćbym nawet zakupił mszę świętą na intencję dobrej rady, to jegomość mszę wyśpiwa, a rady nie da. Skądby ją wziął? Może się to nakońcu i samo odwróci. Pewnie, że się samo odwróci. Pan Bóg miłosierny, to jak ojciec: kiedy weźmie bić, bije, choćbyś prosił się, krzyczał, dopóki ręki se nie zmacha. A potem znowu na człowieka zeszle łaskę; byle ino cierpliwie swoje odcierpieć...
Tak medytował Ślimak i zapalił fajeczkę. Żal mu było Magdy, jeszcze więcej krowy, przypomniał sobie łąkę i Staśka, bał się Niemców, ale — cóż miał robić? Czekać cierpliwie, dopóki się samo nie odwróci.
Więc czekał.
W początkach listopada, Magdy już nie było u Ślimaków; poszła do stryjka, a od stryjka na nowy obowiązek. Nawet miejsce po niej w chacie zastygło, i tylko gospodyni czasem pytała samej siebie: czy to prawda, że w tej izbie był jaki Stasiek, że przy tym kominie kręciła się jakaś Magda, że w obórce stała trzecia krowa?...
Tymczasem w okolicy mnożyły się kradzieże, a Ślimak
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.