pałem polano i śmignąłem go leciutko w łeb... Może ze dwa razy, no... niechby trzy. A ten podlec zara ci pokład się na ziemię i puścił farbę. Chciałem mu jeszcze dołożyć za chytrość, ale z chałupy wyleciały tamte. Nawet Fryc miał fuzję w garści, więcem ucik.
— I nie dognały cię?
— Oho! mieli me dognać, kiedym rwał, jak zając.
— Choroba z tym chłopakiem — odezwała się matka, wysłuchawszy historji. — Jeszcze go kiedy Szwaby utłuką.
— Co mu ta zrobią — odparł ojciec. — Chybszy on w nogach od nich i zawdy im się wymknie.
Nałożył fajkę i znowu począł rozmyślać o złodziejach, skoblach i zasuwach.
Ale na drugi dzień, w samo południe, przyszli przed zagrodę Ślimaka Fryc Hamer, jego brat Wilhelm i parobek Herman z głową tak obwiązaną szmatami, że mu ledwie jedno oko było widać. Stanęli we trzech na gościńcu, a Fryc zaczął wołać do Owczarza:
— Hej tam!... Powiedz gospodarzowi, żeby do nas wyszedł.
Ślimak usłyszał krzyk i wybiegł przed wrota, z pośpiechu zapinając przez drogę pas na koszuli.
— Czego chceta? — spytał.
— Idziemy ze skargą do sądu na tego zbója — krzyczał rozgniewany Fryc. — O! patrzaj, jak pokaleczył Hermana... A tu mam świadectwo felczerskie, że rany są niebezpieczne — mówił, pokazując chłopu arkusz papieru. — Posiedzi on w kryminale, ten wasz Jędrek...
— Do bakałarzówny zachciało mu się umizgać!... Będzie się umizgał za kratą!... — bełkotał niewyraźnie Herman, bo miał gębę aż dwa razy przewiązaną.
Ślimak trochę się zafrasował.
— Wstydzilibyśta się — rzekł — za takie głupstwo cho-
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.