Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

mistrz obchodzi. Nawet z Grzybem nie będzie ci tak gadał, jak z Hamerem.
— Prawda to. Ale i wachmistrz, obejrzawszy się, powie wam we śtyry oczy, że Niemiec — to parch.
— Niemce mają swego cysorza — rzekł Ślimak.
— Ale ich cysorz przy naszym to poślednia osoba. Wiem przecie, bo jakem siedział we śpitalu z jednym sołdatem, on zawdy gadał: „Kudy jemu!...“
Ostatnia uwaga nieco uspokoiła Ślimaka. Niemniej wciąż rozmyślał o karze, jaka może spotkać Jędrka, a w najbliższą niedzielę razem z żoną i chłopakiem poszedł do kościoła, aby u ludzi, lepiej obeznanych z sądami, zaczerpnąć opinji.
W domu został Owczarz, bawiąc się ze znajdą i doglądając garnków na kominie.
Było już po południu, kiedy na podwórzu w gwałtowny sposób zaczął ujadać Burek. Pies szczekał, jakby się kto z nim drażnił. Owczarz wyjrzał przez okno i pod chałupą zobaczył obcego człowieka, w miejskiem odzieniu. Miał on długi szaraczkowy kubrak i rudy kaptur na głowie, przez co niewiele mu było widać twarzy.
Parobek wyszedł przed sień.
— A czego to?
— Zmiłujcie się, gospodarzu — odparł obcy — poratujcie nas w nieszczęściu. Niedaleko, za waszą chałupą, sanie nam się zepsuły, i nawet nie mogę ich naprawić, bo mi dziś w nocy siekierę z półkoszka ukradli.
Owczarz przyglądał mu się z niedowierzaniem.
— Z dalekaśta? — spytał.
— Sześć mil stąd. Jedziemy z żoną do familji, jeszcze ze cztery mile. Dobrej wódki wam dam i kiełbasy, jak mnie poratujecie.
Na wzmiankę o wódce, podejrzenia Maćka osłabły. Pokręcił głową parę razy, przeciągnął się, ale wkońcu, chcąc