Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

poratować bliźniego, zostawił znajdę w izbie i z siekierą poszedł za wędrowcem.
Rzeczywiście, niedaleko zagrody stały sanie, zaprzągnięte w jednego konia przy dyszlu, a na saniach kuliła się baba, jeszcze lepiej opatulona aniżeli jej mąż. Zobaczywszy Owczarza, baba płaczliwym głosem zaczęła go błogosławić, podróżny zaś postąpił o wiele zacniej, bo odrazu wypił do Maćka z dużej flaszki.
Parobek, wymówiwszy się dla ceremonji, pociągnął z flaszki, aż mu oczy łzami zaszły, i wziął się do naprawy sanek. Niewiele było przy nich roboty, może na pół godziny; mimo to wdzięczność podróżnych dla parobka nie miała granic. Baba dała Owczarzowi kawał kiełbasy i cztery obwarzanki, a jej mąż tak się rozczulił, że zawołał:
— Zjechałem przecie szmat drogi, ale nigdziem nie spotkał tak uczciwego chłopa, jak ty, bracie. Za to — zostawię ci pamiątkę. Nie masz, bracie, butelki?
— W izbie możebym i znalazł — odparł Maciek niepewnym z radości głosem, czując, że mu wódki zostawią.
Podróżny zepchnął babę z siedzenia i wydobył czarną butelkę z grubego szkła.
— Idźmy — rzekł do parobka. — Ty mi za fatygę ofiarujesz kilka bretnali, na wypadek, gdyby się jeszcze raz sanie zepsuły, a ja za twoją pomoc, dam ci taki kordjał, że kiep wódka!... Bo to jest i wódka w nim, jest i lekarstwo.
Szli żwawo do chaty, a obcy prawił:
— Zaboli cię głowa, zaboli cię brzuch — łyknij kielich tego trunku. Nie możesz spać, czy masz zmartwienie, czy cię febra trząść zacznie, a ty — łykniesz mojego trunku, i jak para wyjdzie z ciebie choroba. Szanujże ten trunek — mówi podróżny — i nie dawaj go byle komu, bo to specjał. Jeszcze mój dziad nieboszczyk nauczył się robić go od zakonników w Radecznicy. Nawet na uroki ono bez mała takie dobre, jak woda święcona.