Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

postanowił być na przyszłość wstrzemięźliwszym i bez potrzeby nie pić trunku, który nie odznaczał się dobrym smakiem.
Zmówił pacierz, i zrobiło mu się cieplej i spokojniej. Przypomniał sobie powrót Ślimaków z kościoła, i — dziwna rzecz — stanęli mu jak żywi przed oczyma. Wnet Jędrek gdzieś się podział (Owczarz nie był w tej chwili pewny, czy wogóle istniał jaki Jędrek na świecie!), Ślimak poszedł spać, ale gdzieś bardzo i bardzo daleko, a została przy nim tylko — gospodyni, w rozpiętej granatowej katance, pod którą widać było kilka sznurów korali, odchyloną koszulę i białą pierś.
Owczarz zamknął powieki i jeszcze przycisnął je palcami, aby nie patrzeć. Mimo to wciąż widział Ślimakową, która uśmiechała się do niego w dziwny sposób. Nakrył głowę kożuchem — napróżno. Kobieta wciąż stoi i patrzy na niego tak, że Maćka ognie przechodzą. Serce zaczyna mu bić gwałtownie, w żyłach czuje war gorący. Odwrócił się do ściany, wtem (o straszna godzino!) czuje, że ktoś jest przy nim i szepce: „Posuń się...“ Posunął się tak, że już niema miejsca, lecz mimo to słyszy znowu ten sam głos, który mówi: „No, posuń się...“ — „Gdzież ja się posunę, kiej tu ściana?“ — pyta Maciek... — „Posuńże się“ — szepce głos cichy, a niecierpliwy, i jednocześnie ciepła ręka obejmuje go za szyję.
Teraz Owczarzowi wydaje się, że jego barłóg poczyna się z nim zapadać. Leci... leci... leci... Boże, gdzie on spada?... Nie, on nie spada, on unosi się w powietrzu, lekki jak pióro, jak dym. Otwiera oczy i widzi, nad śnieżystem wzgórzem, niebo ciemne, roziskrzone gwiazdami. Skąd niebo, przecie on leży w zamkniętej stajni?... A jednak widać niebo. Jakim sposobem?... Nie, już nie widać, znowu otoczyła go ciemność. Chce się poruszyć, lecz nie może. Wreszcie — poco on ma się poruszać, kiedy mu i tak dobrze? Czy jest na świecie rzecz, dla której wartoby nawet zgiąć palec? Niema takiej, a raczej jest tylko jedna — sen, który go w tej chwili ogar-