obmierzł za tę zbrodnię, że jeszcze chwycę siekierę i łeb ci rozwalę... A i tego szczeniaka zabierz, bękarta Zośki, bo tu zdechnie — idźta se precz!... Wrócisz z końmi — wszystko ci odpuszczę. Ale jak masz wracać bez koni, to się lepiej powieś, byleś mi już nigdy nie stanął na oczach...
— Będę szukał — zawołał Maciek i drżącemi rękoma począł wciągać stary kożuch. — Może mi Pan Bóg dopomoże...
— Djabła proś, żeby ci dopomógł, kiedyś taki podlec, że mienia mnie pozbawiasz! — mruknął Ślimak i odwrócił się, idąc do chaty.
— A skrzynkę zostaw — rzekł Jędrek.
— Wypłacił się nam za nasze dobre serce! — dodała gospodyni, ocierając oczy fartuchem.
I wszyscy troje poszli do izby. Ani jedno nie rzuciło na Maćka łaskawego spojrzenia, choć opuszczał ich może na zawsze.
Maciek został sam, powoli gotując się do drogi. Ubrał znajdę w swoją kamizelkę, owinął w kawałek sukmany, a potem w płachtę. Sam przepasał się pasem i wyszukał na dziedzińcu grubego kija.
Głowa go bardzo bolała, i czuł taki brak sił, jak po najcięższej chorobie. Ale mógł myśleć i wyrozumieć położenie. Nie gniewał się na Ślimaka, że go pobił i wygnał z domu, bo jużci gospodarz miał rację; nie lękał się, że od tej chwili nie ma dachu nad sobą, bo tacy jak on nie posiadają go nigdy. Nie troszczył się o przyszłość dla siebie i sieroty, bo świat wielki, a Pan Bóg jest wszędzie. Zato męczył go inny żal: za skradzionemi końmi.
Konie dla Ślimaka były maszynami roboczemi, ale dla Owczarza — przyjaciółmi i braćmi. Kto za nim tęsknił na tym świecie, kto szczerze witał wchodzącego do stajni, albo żegnał wychodzącego, jeżeli nie Wojtek i Kasztan? Tyle lat byli razem, cierpieli biedę, pomagali sobie, rozweselali się
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.