głodny, nie nakarmiliście mnie; byłem nagi, nie przyodzialiście mnie; nie miałem dachu nad głową, nie przygarnęliście mnie... Idźcież, przeklęci, w ogień wieczny, zgotowany djabłu i sługom jego...“
— Łże Żyd, jak Bóg na niebie... — rzekł Ślimak, czując, że go przechodzi mrowie. I powiedziawszy to, byłby przysiągł, że teraz właśnie jest w stajni Owczarz z dzieckiem, oboje żywi i zdrowi. Był tak pewny, iż powstał z ławy, aby wezwać parobka na kolację. Lecz gdy ujął ręką za klamkę drzwi, nagle — cofnął się. Bał się wyjrzeć na podwórko...
Powoli strach go ominął. Chłop wyszedł na dziedziniec, zajrzał do pustej stajni, potem krowom rzucił garść siana i, gdy zapadł mrok, spać się położył. Żonę znowu porwały dreszcze, więc okrył ją kożuchem, jak wczoraj, mrucząc:
— To ci podły Żyd ten Josel!
Żadną miarą nie mogło pomieścić mu się w głowie, żeby Owczarz z dzieckiem zmarźli. Owszem, im dłużej o nich myślał, tem większej nabierał pewności, że Josel nastraszył go, może z zamiarem jakiego oszustwa. Rano zaś ze śmiechem opowiadał o tem żonie, dziwiąc się bezczelności szynkarza i usiłując odgadnąć: poco Żyd opowiedział mu takie łgarstwo?
Ale po obiedzie zajechał do nich miejscowy sołtys z piśmiennem wezwaniem od sądu do Jędrka, w sprawie o pokaleczenie Hermana.
— Kiedy on tam ma być? — spytał Ślimak.
— Jego dzieło jutro — odparł sołtys. — Ale co ma lecić piechotą tyli szmat drogi. Niech siada ze mną, to go odwiozę.
Jędrek nieco pobladł i milcząc, zaczął odziewać się w półkożuszek i nową sukmanę.
— Dużo mu tam zrobią? — spytał markotnie ojciec.
— Iii!... posiedzi kilka dni, może z tydzień — rzekł sołtys.
Ślimak westchnął i począł wydobywać rubla z węzełka.
— Ale, ale... — odezwał się. — A słyszeliśta, sołtysie,
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.