spinki, widać było piersi duże jak u kobiety, zarosłe gęstym włosem.
Na prawo od stołu, leżała na krzyżulcach spora beczułka, z której Wilhelm Hamer nalewał coraz nowe kufle piwa.
— Jak się nazywasz ojciec? — wesoło krzyknął Knap grubym głosem, z silnym akcentem niemieckim.
— Ślimak.
— No, prawda, to ten sam!... — huknął Knap i roześmiał się. — A sprzedajesz nam twój grunt z górą pod wiatrak?
— Bo jo wiem?... — odparł chłop nieśmiało. — Musi, że sprzedam...
— Ha! ha!... — huczał Knap. — Wilhelm!... — ryknął, jakby Wilhelm był o wiorstę drogi — nalej mu piwa, temu chłopu... Pij za moje zdrowie, ja za twoje zdrowie... Ho! ho! ho!... Chociażeś ty do mnie nigdy zboża nie przywoził, trącam się z tobą... Ty bądź zdrów, i ja bądź zdrów... A czemu ty dawniej nie sprzedał nam twój grunt?
— Bo jo wiem? — odparł chłop, chciwie wypiwszy piwo.
— Wilhelm!... nalej mu!... — ryczał Knap. — A ja tobie powiem, czemu nie sprzedał. Temu, że ty nie umiesz być silnie postanowionym. Ho! ho!... silne postanowienie to fundament. Ja powiedziałem: będzie młyn we Wólce — i jest młyn we Wólce, choć mi go dwa razy palili Żydzi. Nie prawda, Hamer?... I jeszcze ja powiedziałem: mój Konrad będzie doktór! — i Konrad będzie doktór. I jeszcze ja powiedziałem: ty, Hamer, twój Wilhelm musi mieć wiatrak! — i Wilhelm musi mieć wiatrak. Bez silne postanowienie człowiek jak młyn bez wody jest... Wilhelm!... lej mu piwo... Prawda, jak dobre piwo!... Mój zięć Krauze robi takie piwo... Ho! ho!...
— Co to?... — zawołał, pochylając się w stronę beczułki. — Co to, niema piwa?... Basta!... idziemy spać...
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.