Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

i kupię od Hamerów cały folwark. Dla tego hycla!... — dodał, pokazując głową na Jaśka.
— To oni już uciekają ztela? — spytał Grochowski.
— I i i... siedzieliby do końca świata — odpowiedział Grzyb — ale że im Ślimak nie odstąpił swoich gruntów, więc im się wszyćkie rachuby pomieszały. To bankruty...
Grochowski medytował.
— No, to się żeń, Józek, niema co — rzekł nagle do Ślimaka. — Będziesz miał dwadzieścia pięć morgów i niczego żonkę.
— Phi!... Rozłożysta kobieta — dodał Grzyb.
— I dostatki ma — rzekł Grochowski.
— I jeszcze może mieć ze sześcioro dzieci — pochwycił Grzyb.
— Będziesz pan całą gębą — zakończył Grochowski.
Ślimak westchnął.
— Ach! — odparł. — Nowięcy mi szkoda, że moja Jagna widzieć tego nie będzie...
— Przecie jakby ona widziała, ty nie miałbyś dwudziestu pięciu morgów — zreflektował go Grochowski.
— No, zgoda czy nie? — spytał Grzyb.
— Wola Boska! — westchnął Ślimak.
— Szkoda, że niema czem przepić — zauważył Grochowski.
— Mom ci ja tu odrobinę miodu od dobrodzieja — rzekł Ślimak i wolnym krokiem, ze zwieszoną głową, poszedł do stajenki. Po małej chwili przyniósł butelkę, zielonawy kieliszek, i nalawszy go, zwrócił się do Grzyba:
— No, kumie — mówił, kłaniając się. — No, kumie, przepijam ja do was, żebyśmy się już od tych pór nigdy nie gniewali. Proszę też was, jak brata, owszem jak ojca, żebyście się za mną do waszej siostry, do Gawędziny, wstawili, jako chciałbym się z nią żenić, za waszem pozwoleniem i błogosławieństwem boskiem.