— Czy to jeszcze jest noc?...
Wtedy zrozumiano, że dziewczynka nie widzi. Lekarz zbadał jej oczy i zaopinjował, że trzeba czekać.
Ale chora im bardziej odzyskiwała siły, tem mocniej niepokoiła się swojem kalectwem...
— Mamo, dlaczego ja mamy nie widzę?...
— Bo tobie oczki zasłoniło. Ale to przejdzie.
— Kiedy przejdzie?...
— Niedługo.
— Może jutro, proszę mamy?
— Za kilka dni, moja dziecino.
— A jak przejdzie, to niech mi mama zaraz powie. Bo mi jest bardzo smutno!...
Mijały dnie i tygodnie w ciągłem oczekiwaniu. Dziewczynka poczęła już wstawać z łóżeczka. Nauczyła się chodzić po pokoju omackiem; sama ubierała się i rozbierała, powoli i ostrożnie.
Ale wzrok nie wracał.
Jednego razu mówiła:
— Prawda, mamo, że ja mam niebieską sukienkę?...
— Nie, dziecko, masz popielatą.
— Mama ją widzi?
— Widzę, moje kochanie.
— Tak jak i w dzień?
— Tak.
— Ja także będę widziała wszystko za kilka dni?... Nie, może za miesiąc...
Ale ponieważ matka nie odpowiedziała jej nic, więc mówiła dalej:
— Prawda, mamo, że na dworze ciągle jest dzień?... A w ogrodzie są drzewa, tak jak dawniej?... Czy do nas przychodzi ten biały kotek z czarnemi łapami?... Prawda, mamo, że ja widziałam siebie w lustrze?... Niema tu lustra?...
Matka podaje jej lusterko.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.