— Jesteśmy na szczycie — rzekł Anglik i skłoniwszy się damom, zapalił cygaro.
— Prześliczny widok! — zawołały obie panie.
Wydobyły z kieszeni lusterka i zaczęły poprawiać sobie nieco patargane włosy.
— Druga godzina! — odezwał się mój rodak po polsku. — Djabli wzięli obiad, a może i kolacją...
Niemiec tymczasem usiadł i, pochyliwszy twarz do ziemi, począł deklamować Wirgiljusza.
— Czy widzisz pan Thusis? — spytałem go. — Wygląda jak kilka ziarnek grochu.
— Nic nie widzę i na nic nie patrzę — odparł. — Nadewszystko nie wiem, czy stąd zejdę!...
Anglik spostrzegł bladość na jego twarzy, pokręcił głową i podał mu flaszkę koniaku. Chory biedak wypił, trochę odpoczął i uspokoił się.
Siedzieliśmy z kwadrans, gdy zerwał się wiatr dosyć chłodny. Właśnie spoglądałem w kierunku Thusis i zobaczyłem szczególne zjawisko. W głębokim wąwozie, który leżał u nóg naszych, błękitna mgła nabrała jaśniejszej barwy, potem zrobiła się niebieskawą, blado-niebieską, nareszcie zupełnie białą. A potem szybko zaczęła wypełniać wszystkie doliny, tak, że zdawało się, iż otacza nas morze mleczne, po którem szczyty gór pływają. I nietylko pływają, ale stopniowo zaczynają zanurzać się i tonąć. Widziałem wyraźnie jakiś ruch między mgłą i górami, ale przeraziłem się, gdym spostrzegł, że szczyt, na którym stoimy, poczyna spadać nadół... Byłbym przysiągł, że spadamy na rozpostarty pod nami obłok, ku któremu zbliżaliśmy się ogromnie prędko.
— Co to znaczy? — zapytała jedna z dam Anglika.
— Mgła podnosi się w górę — odparł nieco zasępiony. — Musimy schodzić — dodał.
„A więc to nie my spadamy, tylko mgła podnosi się ku nam!...“ — pomyślałem znacznie spokojniejszy.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.