Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doktór mówił — odparła — że to nic, tylko że musisz trochę wypocząć...
Mąż nagle puścił ją, zaczął drżeć i śmiać się, a potem machając ręką, rzekł:
— No, widzisz, jakim ja nerwowy!... Koniecznie ubrdało mi się, że doktór zwątpił o mnie... Ale... przekonałaś mnie... Już jestem spokojny!...
I coraz weselej śmiał się ze swoich przywidzeń.
Zresztą taki atak podejrzliwości nigdy się już nie powtórzył. Łagodny spokój żony był przecie najlepszą dla chorego wskazówką, że stan jego nie jest złym.
Bo i z jakiej racji miał być zły?
Był wprawdzie kaszel, ale — to z kataru oskrzeli. Czasami, skutkiem długiego siedzenia, pokazywała się krew — z nosa. No, miewał też jakby gorączkę, ale właściwie nie była to gorączka, tylko — taki stan nerwowy.
Wogóle czuł się coraz zdrowszym. Miał nieprzepartą chęć do jakichś dalekich wycieczek, lecz — trochę sił mu brakło. Przyszedł nawet czas, że w dzień nie chciał leżyć w łóżku, tylko siedział na krześle ubrany, gotowy do wyjścia, byle go opuściło to chwilowe osłabienie.
Niepokoił go tylko jeden szczegół.
Pewnego dnia, kładąc kamizelkę, uczuł, że jest jakoś bardzo luźna.
— Czybym aż tak schudł?... — szepnął.
— No, naturalnie, że musiałeś trochę zmizernieć — odparła żona. — Ale przecież nie można przesadzać...
Mąż bacznie spojrzał na nią. Nie oderwała nawet oczu od roboty. Nie, ten spokój nie mógł być udany!... Żona wie od doktora, że on nie jest tak znowu bardzo chory, więc niema powodu martwić się.
W początkach września nerwowe stany, podobne do gorączki, występowały coraz silniej, prawie po całych dniach.
— To głupstwo! — mówił chory. — Na przejściu od lata