— Czy u was mieszka ten, co zapala latarnie po ulicach?
— U nas.
— A gdzie?
— W tamtej komórce.
Komórka była zamknięta. Spojrzałem przez okno, alem tylko zobaczył tapczan przy ścianie, a obok niego na wysokim kiju latarkę. Latarnika nie było.
— Powiedz mi przynajmniej, jak on wygląda?
— Kto go tam wie — odparł stróż, wzruszając ramionami. — Sam go nawet dobrze nie znam — dodał — bo po dniu nigdy w izbie nie siedzi.
W pół roku przyszedłem drugi raz.
— A dziś niema w domu latarnika?
— Oho! — rzekł stróż — niema i nie będzie. Wczoraj go pochowali. Umarł.
Stróż zamyślił się.
Zapytawszy o kilka szczegółów, pojechałem na cmentarz.
— Pokażcie mi, grabarzu, gdzie tu wczoraj pochowano latarnika?
— Latarnika?... — powtórzył. — Kto go tam wie! Trzydziestu pasażerów było wczoraj.
— Ależ on pochowany w oddziale najuboższych.
— Takich zwaliło się dwudziestu pięciu.
— Ale on leżał w niemalowanej trumnie.
— Takich zwieźli szesnaście.
Tym sposobem nie poznałem ani twarzy, ani nazwiska, ani nawet nie widziałem jego grobu. I został tem po śmierci, czem był za życia: istotą widzialną tylko o zmroku, niemą i niepochwytną, jak cień.
W pomroce życia, gdzie po omacku błądzi nieszczęsny rodzaj ludzki, gdzie jedni rozbijają się o zawady, inni spadają w otchłań, a pewnej drogi nikt nie zna; gdzie na skrępowanego przesądami człowieka poluje zły przypadek, nędza i nie-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.