Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

obecny stan naszego przemysłu, a nareszcie i kapelusze, które łagodziły oślepiające blaski swoich podstaw. Wkońcu zaś, gdy tłum zalał wszystkie aleje, napełnił wszystkie pawilony i opanował wszystkie kufelki, sędziowie rozpłynęli się w nim, jak cukier w wodzie. Tylko słabe migotanie ukazujących się gdzie niegdzie kokard i tabliczek, podtrzymywało w wystawcach otuchę, że jeszcze niewszystko zginęło, i że, gdy ludzki przybór opadnie, znajdą się na jakiej mieliźnie, jeżeli nie cali sędziowie, to przynajmniej pamiątki po nich w formie medali i listów pochwalnych.
Tłum wciąż przybierał i płynął niewiadomo dokąd.
Alejami szerokiemi płynął jak rzeka, w wąskich przejściach zamieniał się na wartki potok, rozbijał się i rozpryskiwał o wielkie kotły cukrownicze, na środku drogi tworzył wiry, a przy budynkach pienił się sukniami i piórami kobiet. Wlewał się do pawilonów, otaczał szafy, ocierał o ściany i znowu wypływał nazewnątrz, aby ustąpić miejsca nowej fali kołyszących się głów i turniur.
I gdy tak wszyscy tworzyli jedną masę ruchomą a bezwładną, którą popychała fatalność, każdej z tych kropli białych, czarnych, niebieskich, różowych i popielatych zdawało się, że ona coś wie, czegoś chce i czegoś szuka. Szuka czegoś nowego i niesłychanego, coby wypełniło pustkę jej duszy; szuka czegoś, co nazywa się zadowoleniem.
I każdej z tych kropli, póki była w domu, zdawało się, że to coś znajdzie na ulicy; wyszedłszy na ulicę, pomyślała, że owe coś znajdzie dopiero na placu wystawy. Zobaczywszy gromadę ludzi i budynków, szepnęła: „Otóż jest!...“ — i weszła w tłum najgęstszy, poczęła zaglądać do każdego pawilonu, każdej szafy, w każdy słoik i w każde oczy. Co chwilę zdawało się jej, że już ma owe coś, i znowu mówiła: „Otóż jest!...“
Przyjrzawszy się jednak bliżej, zobaczyła tylko parę zna-