szafirowe oczy z dziwnie żałosnym wyrazem, a Władysław lekko brwi zmarszczył. Grodzki uchwycił w przelocie tę niemą rozmowę biedaków, czegoś się domyślił i rzekł:
— Z tem wszystkiem mam duży kłopot. Obstalowano u mnie projekt tartaka parowego i takiegoż młyna. Wierny zasadzie: drzyj łyko, dopóki się da, przyjąłem obstalunki, zaceniłem po trzysta rubli sztukę, a pieniądze wziąłem zgóry. Dziś, za karę, będę musiał szukać technika, któryby je wykonał, — a czasu nie mam.
— Możeby Władzio?... — wtrąciła śpiesznie Helenka, oblewając się purpurowym rumieńcem.
Władysław siedział jak na szpilkach.
— Władzio?... — odparł Grodzki. — Najchętniej oddam mu robotę, byle ją tylko raczył przyjąć. No, i cóż ty, Władysławie?...
— Przyjmę!
— Brawo!... Tak to rozumiem, skończymy interes w dwu wyrazach. Notatki i pieniądze dam ci zaraz. — Z temi słowy inżynier wydobył z kieszeni bajecznej wielkości pugilares, pełen pieniędzy, weksli i notat, wyjął stamtąd kawałek papieru, zapełnionego cyframi, sześć storublowych bankocetli i wszystko to położył na stole.
— Wydobyłeś nas z ciężkiego kłopotu! — zawołał Władysław, ściskając go za rękę. Poczem opowiedział mu o swojem położeniu.
— Niepoczciwi! — wykrzyknął inżynier. — Gdybyżeście byli do mnie choć słówko napisali, pożyczyłbym wam kilkaset rubli na parę lat bez procentu!...
Po podziękowaniach i obustronnych zapewnieniach o przyjaźni, rozmowa skierowała się na inny przedmiot.
— Cóż, Władysławie, jakże będzie z naszą spółką i fabryką?... — zapytał, śmiejąc się, Grodzki.
— Dojrzewa w biurku! — odparł tym samym tonem Władysław.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.