W pokoju stał woźny z telegrafu.
— Winszuję jaśnie wielmożnemu panu dobrej nowiny! — rzekł.
Władysław dał mu złotówkę. Woźny wyszedł, skrobiąc się w głowę i mrucząc.
— Władziu! — zawołała znowu Helenka — ty musisz iść...
— Dokąd?
— Czy ja wiem dokąd?... chyba do telegrafu.
— Poco?
— Czy ja wiem poco?... O, Boże! jakież to szczęście!...
Wyszła do swego pokoiku i klękła przed obrazem. W tej chwili jednak zerwała się, wybiegła do kuchni i uściskała zdziwioną i uradowaną Mateuszowę. Potem znowu uklękła i zmówiła pacierz.
Wróciwszy do pracowni, zastała męża rysującego.
— Ależ daj pokój, Władziu! — zawołała. — Czy może być, aby to ciebie nie obeszło?... Doprawdy, że ja się ciebie boję!... Ile to na nasze pieniądze wyniesie?
— Prawie pół miljona rubli — odpowiedział spokojnie Wilski.
— I ty się nie cieszysz nic?... Nic, ale to zupełnie nic?...
Władysław położył ołówek, wziął żonę za ręce i topiąc w niej wzrok poważny, rzekł:
— Powiedz mi, Heluniu, czy od tych kilkunastu minut przybyło mi sił, zdrowia, rozumu, uczciwości?... Prawda, że nie!... A przecież to są największe skarby.
-— Zawsze jednak pół miljona...
— Jesteśmy tylko kasjerami, w rzeczywistości bowiem pieniądze te nie do nas należą. Powiedz sama, czy potrafimy je przejeść, przepić lub wydać na zabawy, a zresztą czyby to było uczciwie?...
Helenka uwiesiła mu się na szyi i okryła pocałunkami.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.