Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, mój mężu! — zawołała. — Nie rozumiem cię, ale widzę, żeś zupełnie inny, niż wszyscy ludzie.
Niedługo potem, jakby nic nigdy nie zaszło, zmieniła kanarkowi wodę, dosypała siemienia i wzięła się do szycia koszul mężowskich.
— To płótno — myślała — jest tak grube, jak było pierwej. Dobrze mówi Władzio, że majątek nic nie zmienia!
Była już zupełnie spokojną.
Wilski tymczasem wciąż rysował. Gdy zapadł zmrok, począł chodzić w milczeniu po swej pracowni, potem zapalił światło i zbliżył się znowu do rajzbretu.
Teraz dostrzegł, że zrobił w planie ważną omyłkę. Rozdarł go więc i na skrawku papieru zaczął pisać jakieś proporcje i cyfry pojedyńcze, z których ostatnią była: dwadzieścia pięć tysięcy.
— Dwadzieścia pięć tysięcy! — szepnął — to znaczy przeszło sześćdziesiąt rubli dziennie bez pracy i kłopotów!...
W czemby to umieścić? — mówił dalej. — Papiery ciągle zmieniają wartość, a przytem pożar... złodzieje!... Banki?... Któryż bank daje bezwzględną pewność!... Domy... A wojna i bombardowanie?...
„Prawdziwe szczęście — przypomniał mu Epiktet — trwa wiecznie i nie może być zniszczone. Wszystko, co nie posiada tych dwu własności, nie jest prawdziwem szczęściem.“
Wilski słyszał echo tych wyrazów w swej duszy, lecz nie rozumiał ich. Czuł, że w tej chwili pewne zdania są dla niego tylko pustym dźwiękiem, i że ich treść pierzchła wraz z ubóstwem. Natomiast z głębin umysłu jego wynurzyły się inne zdania, dziwnym jakimś, nieznanym mu dotychczas opromienione blaskiem:
„Najwyższa zręczność — mówił La Rochefoucault — polega na tem, aby dokładnie znać prawdziwą wartość rzeczy.“
— To pewna — szepnął Wilski — że nie znam dotychczas wartości dwudziestu pięciu tysięcy rocznego dochodu.