przyjaciółmi i wspólnikami nie powinno być ceremonij. To moja zasada, Władziu!
Wróciwszy do domu, Wilski zastał już kilka biletów wizytowych od przyjaciół, którzy go wczoraj jeszcze nie znali, i kilka prośb od osób ubogich, które cudem chyba dowiedziały się o jego fortunie.
— Oto jest natura ludzka! — rzekł ze śmiechem.
— W każdym jednak razie wesprzesz, Władziu, tych biedaków. Któż wie, czy i oni już oddawna ostatniego rubla nie wydali? — odpowiedziała Helenka.
Władysław obiecał ich wesprzeć; śmiejąc się, opowiedział żonie o serdeczności Welta, pokazał jej pieniądze i zawiadomił, że w piątek wieczór musi wyjechać do Krakowa.
— To pojutrze! — szepnęła Helenka, blednąc. — Tak mi będzie smutno...
Uścisnął ją i już nic więcej nie mówili o podróży.
Następnego dnia powiedział jej o wynajęciu nowego mieszkania.
— Wziąłem na Krakowskiem pięć pokoi, przedpokój i kuchnią za osiemset rubli...
— Tak nam tu było dobrze! — odpowiedziała Helenka. — O!... już na nowem mieszkaniu nie spotka nas szczęście.
— Prócz tego — mówił mąż — będziemy mieli eleganckie meble, lokaja, pokojówkę i dobrą kucharkę.
— A cóż się stanie z Mateuszową?
— Ach! prawda... Zresztą, pomyślimy o niej jeszcze.
Nadszedł dzień wyjazdu, wietrzny, pochmurny i słotny. Wilski był zadumany. Helenka wzdychała. Oboje nie tknęli obiadu i z niepokojem oczekiwali wieczora.
Około ósmej Helenka rzekła:
— Odprowadzę cię na kolej, dobrze?...
— Daj pokój, aniołku, możesz się zaziębić.
O dziewiątej na podwórze zajechał powóz.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.