— Panu niewiele, mnie więcej! — odparła poważnie.
— W każdym razie fakt już się stał, i cokolwiek...
Nie dokończył, ujrzawszy wzrok Amelji. Zarazem jednak teraz dopiero zauważył, że byli sami.
Nastało długie milczenie, w ciągu którego bankierowa obojętnie wyglądała przez okno, a Wilski... resztę przytomności utracił.
Nagle, tuż przy nogach pani Welt, upadła mu rękawiczka. Gdy się schylił, aby ją podnieść, uczuł, że rękaw jego paletota obtarł się zlekka o jej bucik.
Teraz zdało mu się, że w ciele, zamiast muskułów, ma rozgrzane stalowe sprężyny, że mu piersi pękną, lub że go własny oddech spali. Podniósł oczy na Amelją i pomyślał, że gdyby między nią i nim ustawiono mur bagnetów, rozbiłby go jak kępę trzciny.
— Spodziewam się, że mnie pan zapoznasz ze swoją żoną?... Będę panu bardzo wdzięczna!... — rzekła bankierowa głosem, który jak ostrze noża przeszył mu serce.
W milczeniu i gorączce czekał do rana. Gdy pociąg stanął na granicy, Wilski posłał telegram do żony.
W Krakowie Władysław rozszedł się z bankierową prawie na chłodno, a następnie zajęty interesami kilka dni jej nie widział. W ciągu tego czasu zapoznał się bliżej ze stanem swego majątku, odebrał od Helenki parę listów, pełnych tęsknoty i wezwań do przyjazdu, i przypomniał też sobie dawnych znajomych, ludzi po większej części ubogich, dla których postanowił coś zrobić.
W końcu pierwszego tygodnia odebrał list z Warszawy i bilet z Krakowa. Poznał pismo na obu i wziął się do pierwszego.
List z Warszawy pisał ubogi student, który u Wilskich bywał na obiadach co czwartek. Młody człowiek w prostych,