nie i myślał... Co myślał? Ty, Stwórco, znasz niepokoje sumienia, które szarpią kły zgryzot!
Około siódmej rzekł:
— Jestem już inny!...
Pewnem jest, że miljony swoje oddałby teraz za żebracze łachmany, byleby w fałdach ich znalazł spokojność.
Przeklęte szczęście!
— Tak, jestem inny! — mówił Władysław. — Gdy los zdjął ze mnie uzdę niedostatku, zawróciło mi się trochę w głowie, ale dziś wytrzeźwiałem.
Zresztą, może się i lepiej stało. Nabrałem doświadczenia, a choć straciłem trochę czasu, majątek przecież jest nietknięty!...
W tej chwili przyszła mu na myśl żona. Wyjął jej fotografją z biurka i wpatrywał się długo i rzewnie.
— Czy przebaczysz mi?...
Uśmiechnięte usta Heluni z całą łatwością wyszeptały wyraz przebaczenia, lecz niestety! uśmiech ten z innych pochodził czasów.
Wilski był wesoły jak dziecko; otworzył okno, z rozkoszą upajał się chłodnem powietrzem poranku i cieszył się widokiem złotych chmur, które wędrowały, Bóg wie skąd, może z tamtych stron, gdzie Helenka mieszka obecnie?
— O, gdybym ci mógł teraz upaść do nóg, aniele mój, najczystsza duszo!... — szepnął.
Zadzwonił, wszedł służący.
— Zamów mi ekstrapocztę na dziś wieczór, na dziewiątą — rzekł Wilski.
— Rozumiem...
— Ale, ale!... Co się stało z naszym kanarkiem?
— Zdechł, proszę jaśnie pana.