Nad wieczorem znalazł w biurze telegraficznem odpowiedź. Z Petersburga odpisano:
Grodzki jeszcze nie wrócił.
Z Londynu zaś:
Grodzki wyjechał.
— Pewnie wraca morzem — pomyślał Władysław i wysłał znowu telegram do Petersburga, błagając przyjaciela, aby natychmiast przyjechał.
Tymczasem Grodzki wracał lądem i już opuścił Berlin. Depesze nie znalazły go.
Wilski od rana nie był u siebie i nic nie jadł; trucizna niepokoju starczyła mu za najlepsze potrawy. Do domu też wrócić nie miał odwagi; wszedł więc do Saskiego Ogrodu, upadł na ławkę i pogrążył się w bolesnych dumaniach.
— Cztery ofiary!... — mówił. — Ja jestem winien, to prawda!... ale za co oni cierpieli i cierpią?
Zapomniał, że ludźmi, prócz praw moralnych, rządzą jeszcze prawa fizyczne. Zapomniał też, że społeczeństwo jest całością, w której, gdy jedna cząstka nie pełni swoich obowiązków, giną inne.
Gdy wrócił do mieszkania, służący, który mu drzwi otworzył, patrzył na niego ze zdziwieniem.
— Czy nie było kogo? — spytał Wilski.
Był list.
Władysław chciał zapalić świecę, ale rozsypał zapałki. Palce zesztywniały mu, i służący musiał go wyręczyć.
List, pisany przez nieznajomą osobę, był tej treści:
Wielmożny Panie
i Dobrodzieju!
Aczkolwiek obcy, ośmielam się wziąć pióro do ręki i parę tych wyrazów, w interesie jego zacnej i świątobliwej małżonki nakreślić. Do tej pory wyraźne życzenie tej szlachetnej i wzorowej pod każdym względem białogłowy postanowienia moje hamowało.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.