cionego winogradem ganeczku, ujrzał kilka wysokich świec, ustawionych w jednym rzędzie.
Zamknięte na klucz drzwi prysły pod naciskiem jego ręki.
Na niskiej, okrytej dywanem sofie, w czarnej wełnianej sukience (którą znał tak dobrze w dniach ubóstwa!), z krzyżem w głowach i świętym obrazkiem w rączkach, otoczone zapalonemi świecami, leżały zwłoki Heluni.
Wilski usiadł na krześle, oparł załamane dłonie na kolanach i patrzył bezmyślnie na jedną ze świec, z której duże krople roztopionego wosku spływały.
W uchylonych drzwiach widać było głowy ciekawej służby, która szeptała między sobą:
— To pewno mąż?... Jużci, że mąż!...
Po upływie paru minut weszła jakaś stara kobieta, widocznie szafarka. Przeżegnała się, parę razy westchnęła i stanąwszy obok Władysława, poczęła mówić szpitalnym głosem:
— Ach! biedactwo, a takie młode i dobruteńkie!... że też to Bóg miłosierny nie wolał śmierci na mnie starą dopuścić!... Robiłam ja, panie, com mogła. Dawałam jej mleka codzień świeżego, wody żywicznej, kwasu ogórkowego, okadzałam, zażegnywałam, ale wszystko na nic! Choruteńka już, nieboże, przyjechała z Warszawy!... Mówiłam nieraz: trzeba jaśnie panu dać znać, ale ona: nie!... i nie!... A w ostatnim już tygodniu powiedziała: „Moja Borkosiu! wynieście mnie na górkę, stamtąd lepiej widać!...“ I po całych dniach, mówię panu, nic — tylko słuchała, czy gdzie bryczka nie zatrajkocze, czy kto drzwiami nie skrzypnie. Ale że nikt nie jechał, ani wchodził, to mówiła po cichu: „Oj! już ja go widać nigdy nie zobaczę... Nigdy!...“ W ostatnim dniu kazała sobie dać papier i ołówek. Myślałam, że będzie list pisać, gołąbka moja, ale gdzie zaś!... Pisała tylko: „Władzio... Władzio... mój Władzio!... Już nigdy nie wróci!...“ Ale, prawda! jaśnie pan po podróży. Może pan jajecznicy pozwoli, bo tak na razie niema nic z mięsa...
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.