Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

piękną w porównaniu z tem, co teleskop odkrył na księżycu. W najdzikszych okolicach podbiegunowych, w najbardziej osławionych jaskiniach ziemskich, nie spotkasz tak odrażających widoków, jakie przedstawia księżyc.
Spojrzyj na którąkolwiek z jego okolic. Co znajdziesz? Pustynią, bez śladu trawy, nawet pleśni, zasypaną rumowiskami, podziurawioną czeluściami wygasłych wulkanów. Zechcesz z niej uciec? — nie puszczą cię łańcuchy gór, sięgających ośmiu wiorst wysokości. Jedne z nich są jak olbrzymie sople lodu, inne jak pierścienie, inne jak prostopadłe ściany. A wszystko to spękane, połamane, podruzgotane i nad wszelki wyraz posępne.
Gwałtem odrywasz się od tych widoków i wznosisz oczy ku niebu, myśląc, że jego szafir ukoi ci znękaną duszę. Daremne wysiłki: tam niema ukojenia! Z powodu braku powietrza, niebo jest czarniejsze od kiru, na tle którego pali się słońce, jak pożar, i gwiazdy, jak grobowe pochodnie.
Nie szukaj tam gry kolorów. Słońce wschodzi bez zorzy, płonie czternaście dni bez przerwy, a potem znowu na czternaście dni pogrąża się w czarną otchłań. Sam jego blask służy tylko do uwydatnienia okropności widoków. Niema tam perspektywy powietrznej, dzikie kształty występują ostro, pełno jest złudzeń i zdumiewających kontrastów. Ludzkie oko traci wszelką miarę, odległości skracają się i wydłużają w sposób niemożliwy. Przedmioty jaskrawe wyskakują naprzód, blade cofają się wtył, a stąd każdy twój krok, każda zmiana w położeniu słońca wśród tej martwej natury wywołuje pozorny ruch, istny taniec upiorów.
Niema tam półcieni. Z jednej strony skały jest upał nie do wytrzymania i powódź oślepiających blasków, z drugiej, zamiast cieniu — noc, czarna jak smoła, i zimno, przechodzące wszelkie pojęcie.
Inna cudowna własność życia — dźwięk, również tam nie istnieje. Gdyby zawaliła się góra, uczułbyś tylko wstrząśnie-