Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

bym umarł tu, między wami, tęskniłbym nawet w grobie Zdaje mi się, że kości moje wyszłyby z ziemi i patrzyły tam...
Wskazał ręką na zachód.
Pojąłem, że stary guwerner dotknął jakiejś rany swego serca, i zamilkłem.
On poruszył się na ławce, jakby chcąc mnie pożegnać. Widocznie jednak rozmyślił się i nagle rzekł tonem pytającym:
— Pan wie, jak dawno nie byłem we Francji?... Trzydzieści lat. Trzydzieści lat nie widziałem swego kraju... — dodał zmienionym głosem.
Teraz domyślasz się pan, dlaczego zajmuje mnie wieczne tułactwo księżyca i skąd go tak dobrze rozumiem. Nie wiem zresztą, czy on tęskni; ale to pewna, że ja... za moją ziemią...
Wymówił to prawie szeptem i odwrócił się ode mnie. Długa chwila upłynęła, zanim uspokoił się o tyle, że mógł opowiadać dalej.
— Opowiem panu — rzekł — dzieje, chwilami nieprawdopodobne, a jednak dosyć zwyczajne. Dowiesz się, w jaki sposób martwy świadek naszych nocy, księżyc, kojarzył się z memi nieszczęściami, i jak wygląda siła odśrodkowa w życiu ludzkiem.
Zapalił cygaro i mówił:
— Z upodobania i ukształcenia jestem pedagogiem. Jeszcze będąc w szkołach, kiedy moi koledzy, w czasie rekreacji, bawili się w wojsko lub w teatr, ja uczyłem czytać dzieci naszych służących. Skończywszy zaś uniwersytet, poprostu utonąłem w pracy nauczycielskiej.
Na nieszczęście, miałem dwie wady: jedną był brak protekcji, skutkiem czego nie awansowałem, drugą — żyłka reformatorska. Chciałem poprawić wady ówczesnej pedagogiki i — zyskałem silnych nieprzyjaciół. Nie wiedziałem jeszcze, że kto chce zrobić karjerę, nie powinien szukać, ale dogadzać panującemu smakowi.
Bądź jak bądź, po kilku latach walk i pracy, moje urzę-