Tak boleśnie pozbawiony nadziei zobaczenia Francji, wpadłem w rozpacz. Chciałem sam wracać i poprosiłem mego chlebodawcę, ażeby mi wypłacił należność. Gdym mu wytłomaczył pobudki tego kroku, szczerze mnie żałował; oświadczył jednak, że dopiero w Warszawie będzie mnie mógł zaspokoić, gdyż w tej chwili czuje brak pieniędzy.
Zdesperowany, wyszedłem na ulicę i znowu zobaczyłem — księżyc w pełni, szyderczo spoglądający na mnie z poza olbrzymiej katedry...
Wtedy pierwszy raz przyszło mi do głowy okrutne przypuszczenie: czy ja nie jestem, jak ten księżyc, skazany na wiekuiste tułactwo?... Jak on okrąża ziemię, czyliż ja nie okrążam Francji? Czy nie zbliżałem się do niej z północy, zachodu, południa, a teraz ze wschodu i — zawsze napróżno?... A ile razy myślałem, że choć dotknę nogą ojczystej ziemi, tyle razy, zdaje się, prawie niemożliwy zbieg wypadków odrzucał mnie od niej, nie pozwalając nawet spojrzeć zbliska...
Wiem, że moje przesądy co do księżyca wyglądają na obłęd, albo dzieciństwo. Ale, panie, przesąd jest zielskiem, które wyrasta z nieszczęścia. Czy nawet może nie być przesądnym człowiek, który trzy razy w tak straszny sposób doświadczył na sobie potęgi losowych wypadków?... A czem zresztą jest każde prawo, jeżeli nie ciągłem powtarzaniem się faktów, w gruncie rzeczy niezrozumiałych?...
Za miesiąc — mówił guwerner — kończą się moje teraźniejsze obowiązki. Ciężką pracą i drobiazgową oszczędnością, nieledwie zaparciem się, zebrałem kilka tysięcy rubli. Jest to niewiele. Szczęściem, dzisiejszy mój pan obiecał mi dać dwa tysiące rubli gratyfikacji, jeżeli... jeżeli syn jego do ostatka będzie ze mnie kontent!... Pojmujesz pan, ile kaprysów, ile upokorzeń znosić muszę dla uzyskania tych pieniędzy, które dla mnie stanowią przyszłość, bo już czuję brak sił, jestem zgnębiony i wyczerpany...
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.