Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

A jednak byłoby to niczem, gdybym, pośród wszystkich goryczy, miał pewność, że... nareszcie wrócę do kraju...
— Jestem przekonany, że tak będzie — odezwałem się.
Guwerner smutnie potrząsnął głową i odparł:
— Jesteś przekonany, bo nie wiesz, co to jest być zwyciężonym. Ludzie młodzi mają tak niewielkie doświadczenie, a tak obfite zapasy nadziei, miłości, pragnień, zresztą — wiary w siebie, że nawet nie pojmują niezwalczonej siły losu. Mnie możesz pan uważać za mazgaja, który nigdy nie umiał oprzeć się zewnętrznym okolicznościom; pomyśl jednak, ilu ludzi znanych z energji łamały kapryśne wypadki? Lecz i tego dowodu nie trzeba. Spojrzyj na księżyc, pomyśl, ile on waży setek miljonów centnarów, pomyśl, że nieustannie dąży do ziemi, i pomimo to nie spada, bo w każdej chwili zbija go z drogi tajemnicza potęga. Dla księżyca zwie się ona — siłą rzutu, dla człowieka — nieszczęściem; ale skutki są jednakowe — tułactwo!...
Kto mi zaręczy, że ja nie jestem igraszką jakiejś niezbadanej siły odśrodkowej? Wszakże jej potęgi doświadczam od lat trzydziestu. Kto mi da nadzieję, że wrócę do ojczyzny?... Alboż nie mogę w ciągu kilku tygodni umrzeć, czy zniedołężnieć? Ale i tego nawet nie trzeba. Mogę poprostu znowu stracić pieniądze, a choćby tylko nie dostać gratyfikacji, a wtedy co?... Miałżebym wstyd wracać na łaskawy chleb do kraju, który opuściłem w sile wieku, który mi wszystko dał, niczego wzamian nie żądając?...
Pracować dłużej w takich warunkach nie potrafię. We Francji odzyskałbym energją, ukoiwszy tęsknotę. Ale tu!...
Czuję, że jestem jak pociąg, który dojeżdża do stacji. Potrzebuję nowych zapasów siły, a tej u was nie znajdę.
Przez łączkę, oblaną światłem księżyca, przesunęło się znowu — dwoje, i doleciał nas urywek rozmowy:
— A na dobranoc?...
— Dostanie pan tę różę.