Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary zdjął czapkę i pochylił mu się do nóg.
— Patrzyłby mi się — rzekł — folwarek choćby za pięćdziesiąt tysięcy, bo mam kupę hołoty, ale, za pozwoleniem jaśnie pana, wezmę i ten, bo zawdyk lepi, coby się swoje zostało przy swoich. Nowe pomiary to ta będą jeszcze nieprędko, więc trza kupić, kiej się nadarza okazja.
— I sami będziecie gospodarowali?... — spytał pan Furdasiński.
Stary znowu schylił mu się do kolan, aż siwemi lokami dotknął ziemi.
— A bo ja głupi, jaśnie panie — odparł — rwać się do tego, czemu jaśnie pan nie wydołał?... Ja tam, już do wezwania boskiego zostanę chłopem, a na ten folwarek sprowadzam se wokumona aż z pod Kalisza, tego Bydłoskiego, co go jeszcze jaśnie wociec za czasu pańszczyzny miał pisarzem prewentowym.
— A cóżto, bliżej nie mieliście kogo?
— Dopraszam się łaski jaśnie pana, to było tak — mówił chłop. — Jak ino Żydy wzięły gadać, co Furdasówkę zlicytują, to zaraz mój najstarszy zakładał se, żeby jaśnie pana uprosić na rządcego...
— No, ja nie... — przerwał Furdasiński, rumieniąc się.
— Właśnie też tak rzekła moja baba, że jaśnie panu nijako być u chłopa w obowiązku, a jeszcze ja se pomyślałem, że kiedy on nieboże na swojem nie mógł wydołać, to mu na cudzem będzie gorzej...
Pan Furdasiński zaczął przestępować z nogi na nogę.
— Więc wtedy — mówił chłop — rzekłem: bast! i zaraz se pomyślałem o Bydłoskim.
— Żeście o nim nie zapomnieli? — wtrącił były dziedzic — boć on u nas nie mieszka już ze dwadzieścia lat.
— O, ja jego dobrze pamiętam — rzekł chłop — bo on przecie nas bijał. I tak było, że raz jaśnie wociec kazał nam kilku wyasygnować po dziesięć witek za to, żeśmy tro-