Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

chę zaniedbali sianokos. I kiedy na mnie przyszła kolej, Bydłoski prawi: „Naści, chłopie, dziesięć letkich witek za pańskie siano, co zgniło. A tera, ino se wciąż ligaj, dołożę ci piętnaście mocnych za twoje zgnite siano.“ — Ha! — mówię — panie pisarzu, co prawda, to prawda: zepsułem se siano przez jarmark! A on jak mi nie sypnie!... Aż, z przeproszeniem jaśnie pana, w nosie mnie zakręciło... Zara se wtedy zmiarkowałem, że to człek sprawiedliwy — kończył chłop. — I rzekłem teraz do baby: Bydłoski będzie u nas gospodarował, bo już wtedy on dbał o nasze, kiedyśmy jeszcze sami nie dbali...
Wysłuchawszy z oznakami niecierpliwości rozwlekłej mowy chłopa, pan Furdasiński cofnął się do dworu. Chodził po pokoju, dumając i paląc fajkę, a szpak od czasu do czasu wrzeszczał:
— Djabli wzięli Furdasówkę!...
Pan Furdasiński z początku tylko chrząkał, a wkońcu gniewnie zawołał:
— Dobrze zrobili, że wzięli!
Istotnie, czuł tu jakąś duszność, może dlatego, że właśnie zbliżała się pora letnich wycieczek, a może z innych powodów.
Nad wieczorem zobaczył przez okno nastroszoną siwiznę Grzyba.
Stary chłop cierpliwie stał przed gankiem, trzymając czapkę w ręku. Pan Furdasiński prędko wyszedł do niego.
— A czego to chcecie, Kubo? — spytał.
Chłopu trzęsła się głowa. Nagle podbiegł do byłego dziedzica i objął go za nogi.
— Ostańcie z nami, jaśnie panie — mówił stary. — Chleba nam tu nie zabraknie, a pudworu oddam wam do śmierci.
Pana Furdasińskiego tak zamdliło w sercu, jakby przed śniadaniem. Zaczął mrugać, ale cofnął się do ganku i odparł:
— Nie mogę... Nie wypada...