Pan Furdasiński, znękany przez widmo nadciągającej biedy, stał jak uczeń na egzaminie.
— Widzi pan — rzekł zawstydzony — chwilowo nie mogę...
— Aha!... no!... — przerwał właściciel kantoru. — Pańskie szczęście, że mi się podobasz. Siadaj więc i napisz swoje curriculum vitae, wymieniając osoby, które pana znają. Ale poważne osoby!...
Wstał z fotelu i przysunął niedbale panu Furdasińskiemu papier i kałamarz, w którym atrament zgęstniał jak smoła, zapewne z ciągłego użycia.
— Ale, ale — dodał — ja teraz muszę odnieść pewną sumę do Banku Handlowego i na pół godziny zostawię kantor pod pańską opieką. Woźny ma dziś pogrzeb...
Otworzył z ogromnym trzaskiem kasę ogniotrwałą i począł z niej wydobywać koperty, napełnione różnokolorowemi wartościami, mrucząc:
— Bank Polski trzy tysiące... jutro o dziesiątej... Bank Dyskontowy dwa tysiące osiemset jutro... O! jest Bank Handlowy...
Nagle zwrócił się do pana Furdasińskiego.
— Nie możesz mi pan zmienić dwieście pięćdziesiąt guldenów na ruble?
— A ileż to trzeba? — odparł zapytany, gryząc pióro.
— Dwieście rubli z czemś... Zresztą daj pan tymczasem dwieście.
Pan Furdasiński wydobył dwie ostatnie tęczówki, a właściciel kantoru, odwróciwszy się do kasy, liczył guldeny.
— Pięćdziesiąt... sto... sto pięćdziesiąt... Zmienisz pan to u wekslarza obok. Ale... A po ile pan weźmiesz za guldena? — rzekł nagle, i lekko wysunąwszy z ręki panu Furdasińskiemu sturublówki, z szybkością magika schował je do swej koperty.
— Czy ja wiem, ile mi dadzą — odparł pan Furdasiński.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.