— Wyborny inkasent! — zaśmiał się właściciel kantoru. — Tym sposobem straciłbyś pan pół kopiejki na rublu, czyli rubla na dwustu — i po kilku podobnych operacjach stopniałaby kaucja. Bo ja za pańskie omyłki płacić nie myślę.
No — dodał — ale na pierwszy raz mniejsza o to. Sam, jak będę wracał, wymienię panu u wekslarza guldeny. Teraz niech pan szybko pisze swoje curriculum vitae, a gdyby przyszedł jaki interesant, proszę powiedzieć, że wrócę z banku dopiero za pół godziny.
Zamknął kasę, ogromną kopertę wziął pod pachę i wybiegł.
Pan Furdasiński zaczął pisać:
„Urodziłem się w Furdasówce...“
Przekreślił i zaczął na nowo:
„Przyszedłem na świat w majątku dziedzicznym Furdasówka...“
Więcej nie umiał dodać ani wyrazu. Wziął więc pióro w zęby i zamyślony oparł głowę na rękach.
W tej chwili gwałtownie otworzyły się drzwi.
— Ha! mam cię, oszuście!...
Pan Furdasiński zerwał się na równe nogi i stanął oko w oko z jakimś zaperzonym człowiekiem, który trzymał potężny kij w garści, widocznie gotując się do zadania nim ciosu.
Obaj panowie patrzyli na siebie przez kilka sekund zdziwieni.
— Przepraszam! — bąknął gwałtowny przybysz. — Ale... gdzie jest ten oszust?...
— Jaki oszust?...
— Ten... ten dyrektor kantoru... Dyrektor!... Hultaj, który kradnie uczciwym ludziom kaucje i fałszuje weksle...
— On kradnie kaucje? — spytał przerażony Furdasiński.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.