— Dziecko — zapytała — czy to prawda?
Dyrektor ukradkiem rzucił groźne spojrzenie na pana Furdasińskiego, ale milczał. Był bardzo zmieniony.
Staruszka wstała z fotelu i głosem spokojnym a stanowczym rzekła:
— Trzeba zaspokoić tego pana.
— Nie mam pieniędzy — szepnął syn.
— Więc daj mu rewers i płać ratami, ale spłać go... Spłać ich wszystkich, bo...
Nie dokończyła i nie spojrzawszy na syna, wyszła z kantoru.
Była chwila ciszy. Przerwał ją dyrektor, chwytając gniewnie za papier i pióro. Napisał kwit i podał go panu Furdasińskiemu.
— Masz pan — rzekł — kwit na twoje dwieście rubli. Nikt ci nie da dziś za to ani grosza, ale ja go spłacę, po pięć rubli tygodniowo, począwszy od listopada. Teraz... sam nie mam nic...
Ale — dodał, topiąc w nim spojrzenie drapieżnego ptaka — domu pan nie nachodź... matki mi nie dręcz... Bo, przysięgam ci, będziesz tego żałował!...
Wskazał mu drzwi i mruknął:
— Pierwsza rata w listopadzie...
Pan Furdasiński wyszedł odurzony. Nie wiedząc dlaczego, był pewny swoich dwustu rubli, ale — w ratach tygodniowych i dopiero w listopadzie. Teraz, przy końcu września, był nędzarzem.
Na myśl o tem ciarki go przeszły; nie tracąc jednak humoru, rzekł do siebie na cały głos:
— Wszystko na świecie trzeba poznać!...
Aż obejrzały się dwie idące przed nim ładne panienki.
Jeszcze kilka dni mieszkał na Nalewkach. Rano i wieczór pijał herbatę w swoim zajeździe, a na obiad kupował w mieście kilka bułek i serdelków. W tej epoce można go było
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.