skaradową schadzkę. Już kazał przynieść bieliznę i balowy garnitur, gdy wszedł Pylades.
— Co ci jest? — zapytał go Orest, spostrzegłszy niezwykły odcień na twarzy przyjaciela.
— Mam schadzkę na maskaradzie — odparł zapytany — no, ale cóż... kiedy mi nie odnieśli fraka...
— Więc bierz mój... — zawołał Orest.
— Tak, ale w dodatku praczka nie oddała mi koszuli.
— Moja jest w tej chwili kupiona, niechże ci służy — dodał Orest i trochę pobladł.
— A tobie co?... — spytał zalękniony Pylades, patrząc przyjacielowi w oczy.
Orest milczał; zato ja się odezwałem:
— Ma schadzkę na maskaradzie.
— O, facecie! — zawołał Pylades, ściskając przyjaciela. — I ty myślisz, że ja w podobnych warunkach wziąłbym twój frak i koszulę?...
A widząc, że Orest nie zmienia zamiaru, dodał poważnie:
— Jeżeli nie chcesz, ażebym z tobą zerwał, ubieraj się i idź...
Orest zaczął się ubierać i śmiejąc się, rzekł:
— Pani Zofja ma szczęście, no, no!... A gotów byłem dziś nie dotrzymać jej placu.
— Pani Zofja?... — krzyknął Pylades.
Orest stanął przed nim jak posąg i przeszywając go wzrokiem, zapytał:
— Więc to ty miałeś się z nią, dziś zobaczyć?...
— No... tak! — odpowiedział Pylades tonem szlachetnej rezygnacji.
— Więc... ja zostanę w domu — rzekł Orest z mocą.
— Nie, zostaniemy obaj — odparł Pylades.
Przecz chwilę mierzyli się wzrokiem, lecz w końcu uścisnęli się za ręce i obaj zostali.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/010
Ta strona została uwierzytelniona.