Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

prawda, że wy na wsi czytacie dopiero Walter-Scotta, a Hugo jeszcze się dla was nie urodził.
— Zawsześ był dziwak — rzekł Niedojdziewicz — ale nie wiedziałem, że obudził się w tobie gust do kobiet.
— Gust?... Powiedz, namiętność!... Od piątej klasy ginąłem za kobietami, kochałem się jak Romeo, ale — pocichu, wiedząc, że żadna nie odpłaci mi wzajemnością. Tak głupiej niema w Warszawie, a na prowincją nie chce mi się wyjeżdżać.
— Zechciej się tylko ożenić, a sto wyjdzie za ciebie nawet w Warszawie.
— Dajże spokój! W ciągu piętnastu lat starokawalerstwa oświadczyłem się czterem, i żadna się nie złapała. Śmiały się, gdy ze łzą w oku opisywałem im interesujący stan mojej duszy. Im byłem rzewniejszy, tem one miały lepszy humor; widocznie w ich opinji szkodził mi zbytek uczuć. Zrobiłbym wrażenie, gdybym miał w sobie mniej poezji, bo kobiety są realistki i wolą okrągły kark, aniżeli okrągły frazes.
— A dlaczego nie zwracałeś się nigdy do Anny?...
Drzymalski cofnął się.
— Jakiej Anny?... — spytał niespokojnie.
— Siostry mojej żony.
Drzymalski począł iść szybko i, zaplótłszy ręce za siebie, ściskał je tak mocno, jakby chciał połamać palce. Niedojdziewicz zdumiał się, widząc jego wzruszenie.
— Co ci się stało?... Czego lecisz jak warjat?...
— Posłuchaj mnie — odezwał się Drzymalski. — Jesteś jedynym moim przyjacielem, jeżeli wogóle mogę mieć przyjaciół, ale pomimo to zrobiłeś mi wielką przykrość...
— Przykrość?...
— Niezmierną. Czy pomyślałeś kiedy, że ja, od piętnastu lat, kocham... nie!... uwielbiam Annę?... To moja pierwsza i jedyna miłość... I kto wie, czy dziś nie byłbym innym, gdybym się z nią ożenił... Przedewszystkiem miałbym kamienicę,

20