bo jej ojciec umarłby ze zmartwienia, patrząc na takiego zięcia.
— W imię Ojca i Syna... — przeżegnał się Niedojdziewicz. — Więc dlaczego nigdy nie wspomniałeś o tym afekcie?
— Nie śmiałem... Piętnaście... eh!... co ja mówię?... sto razy chciałem się o Annę oświadczyć, ale słowa więzły mi w gardle. Siedzisz całe życie na wsi i myślisz tylko o tem, ażeby co roku mieć dziecko, nie masz więc pojęcia, jak wstydliwem jest prawdziwe uczucie. Ale gdybym ci przeczytał sonety, jakie na jej cześć pisałem, zapłakałbyś... Taką lichą mają formę obok głębokiego uczucia.
Niedojdziewicz kręcił głową.
— Mój drogi — rzekł — drwisz ze mnie. Mówisz, żeś kochał jedną tylko Annę, a... oświadczałeś się czterem innym pannom.
— Z rozpaczy i dla wprawy. Kto nie może utopić się w oceanie, skacze do studni.
— Dajmy na to. Ale kiedy już nabyłeś wprawy?...
— Nie śmiałem zwracać się do panny Anny, dostawszy odkosza od innej — odparł Drzymalski tonem przekonania. — No, ale jest już druga, więc idźmy na obiad. Dziś wyjątkowo pójdę do lepszej knajpy i proszę cię ze sobą...
Niedojdziewicz wahał się.
— Obiecałem — rzekł — Anusi, że u nich będę na obiedzie, ale — mniejsza o to. Poślę kartkę przez posłańca, a tymczasem pogadamy. Może cię ożenię!
— Prędzej wsadzisz mnie na szczyt ratuszowej wieży — odparł Drzymalski.
Wyszli z ogrodu w stronę Teatralnego placu. Drzymalski spuścił głowę i gwizdał marsza Szopena; Niedojdziewicz spoglądał na niego z pod oka i wzruszał ramionami.
„Dziwak, wielki dziwak!... — myślał o swoim przyjacielu. — Ale... jeżeli się ożeni, to może się odmienić.“
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.