Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

się?... No, chybaby miała kataraktę na oczach, bo nawet stare baby nigdy nie okazywały apetytu na moje wdzięki... Ale jeżeli... Jeżeli z tego powodu do dziś dnia została panną?... Ba! a narzeczony, który ją porzucił? Choć i to niczego nie dowodzi: mnie cztery panny odrzuciły, a jednak ją kocham.
Gdyby więc i ona mnie kochała, gdybym przy niej odżył i tak codzień widywał moje młode lata, jak dzisiaj?... Co prawda, żeniąc się, zrobiłbym uciechę całej Warszawie; ludzie wytykaliby mnie palcami. Ale cóż mnie to obchodzi? Czy nie mam prawa do szczęścia, a Warszawa do uciechy? A gdybyśmy mieli dzieci... Nie, widocznie już zwarjowałem!... Ale jeżeli ona mnie kocha?... No, toby mi także w moim wieku nic nie pomogło. Boże! jakie straszne wątpliwości.
We drzwiach stanął Niedojdziewicz.
— Tak, czy nie? — spytał.
— Jestem zdecydowany, ale... i pełen sceptyzmu, jak prawdziwy filozof — odparł Drzymalski.
— Ubezwłasnowalniam cię na godzinę! — zawołał Niedojdziewicz. — O, tu jest miednica z wodą, umyj się.
Drzymalski wyszedł do drugiego pokoju i umył się.
— A!... — syknął — zimna woda dodaje otuchy, nawet do małżeństwa.
— Bierz palto.
Drzymalski ubrał się.
— Idźmy.
— Czy tam?... — spytał Drzymalski.
— Nie pytaj.
— Zmiłuj się — szepnął, biorąc Niedojdziewicza za rękę — jeszcze kwadrans do namysłu...
— Ani sekundy...
Wyszli, siedli w dorożkę i wkrótce stanęli przed sporą kamienicą.
— Połowa tego domu będzie twoją — rzekł Niedojdziewicz.