a ojciec za to, że mu nie zwrócili pożyczonych w zeszłym tygodniu dziesięciu rubli.
Ale dobrzy synowie nie mieli bynajmniej zamiaru trapić serc rodzicielskich hardemi odpowiedziami. Milczeli pokornie. Tylko, wniósłszy tłomok do alkierza, zabrali się do oryginalnej roboty. Moszek chwycił pościel ojcowską w głowach, Abraham w nogach i w ten sposób dźwignąwszy paralityka, złożyli go na podłodze.
Stary klął okropnie, matka rzuciła na złych synów dużym kłębkiem niebieskiej bawełny, ale — nic to nie pomogło. Bracia wydobyli ze swego tłomoka kilkanaście sztuk tkanin, napełnili niemi szerokie łóżko, a dopiero na tym osobliwym materacu położyli napowrót pierzynę i poduszki, wraz ze sparaliżowanym ojcem.
Następnie wybiegli z izby, nawet nie patrząc na swoich życiodawców.
Chory aż płakał ze złości, ale powstała na niego żona.
— Daj spokój! — mówiła po żydowsku. — Widać, że stało się coś złego, a w takim razie trzeba się przecie prędko zwijać. No, nie krzycz Josek, bo przez ciebie mogą ich wziąć do kryminału!...
— Niech djabli wezmą gałganów, za wszystkie zgryzoty, jakie mi wyrządzili! — jęczał chory.
— Cóż oni mają robić? — oburzyła się matka. — Sameś ich tego nauczył.
— Ja? Ja nauczyłem ich, ażeby ojca nie szanowali?
— Nauczyłeś ich zagranicznego handlu.
— Zagraniczny handel co innego, a biedny stary ojciec co innego! — mruczał paralityk. — Mogli mnie poprosić, a nie tak, jak rozbójnicy, poniewierać po podłodze. Mało mi pierzyny nie podarli.
Żona machnęła ręką, wiedząc, że Josek, z powodu nieszczęsnej choroby swojej, był przesadnie drażliwy.
Wieść o spotęgowanej czujności nad granicą, obiegłszy
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.