Rano skąpiec wyszedł na zwiady, sądząc, że, jako doświadczony kontrabandzista, wpadnie na trop. Powlókł się nad rzeczkę, między wierzby, znalazł w jednem miejscu (naprzeciw wiru) ślady objeżczyka, ale nad to nic więcej.
— Sprytny kundel! — pomyślał o synu. — To ci ma szczęście... Ja pięćdziesiąt lat harowałem i raz tylko jeden udało mi się znaleźć dwadzieścia dukatów przy nieboszczyku... A on już ma skrzynią klejnotów!... Jeżeli go Żydy nie okpią, to będzie jaśnie panem, a rodziców psami od siebie wyszczuje...
I na myśl o przyszłych nieprawościach synowskich taki starego żal ogarnął, że mu się łzy w oczach zakręciły. Postanowił bądź co bądź wynaleźć skrzynkę i nią się zaopiekować.
Po wyjściu ojca Wicek opowiedział matce, że znalazł skarb, który ukrył w pewnem miejscu, że ojciec chce mu go wydrzeć, i dlatego zamknął komorę z odświętnem odzieniem. Wkońcu prosił matkę, aby udała się do braci Cymesów i wzięła od nich na kredyt jakie ubranie.
Poczciwa kobieta z rozrzewnieniem wysłuchała wiadomości o zbogaceniu się syna. Ucałowała go, a potem wzniósłszy rękę do góry, rzekła:
— Ale ty, dziecko, nie wyprzesz się swojej matki?
Wicek wzruszył ramionami.
— I codzień będziesz mi stawiał flaszkę kimelu? Bo ja, stara, stygnę już, potrzebuję czegoś gorącego, a na herbatę mnie nie stać!...
— No... no!.. — przerwał Wicek. — Będzie dobrze, tylko niech mama rwie do Żydów i przyniesie mi odzienie. Inaczej nie ruszę się z domu.
Bracia Cymesowie czuwali już przed sklepem, kiedy przyszła do nich matka Wickowa, z żądaniem odzienia. Zrobiła zaś to z miną tak tajemniczą, że bracia uznali za niezbędne potraktować ją szklanką wódki.
Wtedy baba, z największemi ostrożnościami, dała im do
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.