awanturę. Wtedy oni przypomną wójtowi, że taka rewizja nie jest legalną, i skarb zostanie ocalony — dla nich!
Rzeczywiście, ledwie przybyli do chaty Wicka, oddali mu odzienie i poczęli wypytywać o znalezione skarby, na dziedzińcu ukazał się wójt i pisarz.
Obaj urzędnicy weszli natychmiast do izby, i rozpoczęło się badanie:
— Gdzieś ty, Wicek, był dziś w nocy? — zapytał go wójt.
— A wam co do tego? — odparł hardo kontrabandzista, choć był zmieszany.
— To nam, że cię posądzają o kradzież jednych tam rzeczy — mówił wójt. — Przyznaj się więc odrazu i oddaj, coś wziął, a minie cię kara.
Wicek trochę ochłonął.
— Żeby mnie Bóg skarał — zawołał, bijąc się w piersi — takem nic nikomu nie ukradł!... Zresztą szukajcie, a jeżeli znajdziecie co waszego, to mnie oddajcie do kryminału... Tak wam mówię i sprawiedliwie!...
Zkolei wójt i pisarz zakłopotali się pewnością Wicka. Żydzi zaś pomyśleli, że kontrabandzista nie trzyma swoich klejnotów w chacie, kiedy się nie obawia rewizji.
— Możeś ty i nie ukradł nic — rzekł wójt — ale zawdy powiedz, gdzieś był dziś w nocy?
Wicek postanowił być otwartym.
— Powiem! — rzekł. — Byłem nad granicą i coś znalazłem. Ale to, com ja znalazł, nie jest żadnego z tutejszych, ino należy do Niemców, którzy uciekali i rzucili. Kiedym zaś znalazł, schowałem w takie miejsce, że sam djabeł nie odszuka...
A teraz rewidujcie! — dodał.
Wójt i pisarz pokręcili głowami, popatrzyli na siebie i dali za wygranę. Rozumieli, że Wicek mówi prawdę i że u niego materji nie znajdą.
Żydzi byli pochmurni.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.