— Za cóż ja... nieszczęśliwy? — spytał wójt.
— Wy?... z urzędu. Ale za co ja? — westchnął pisarz.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Ojciec Wicka już w drodze do domu dowiedział się, że syna aresztowali objeżczyki. Wpadł tedy do izby, zły jak djabeł, i odrazu rzucił się do żony, wołając:
— Ty wiesz, czarownico, gdzie on schował klejnoty!... Gadaj zaraz, bo ci łeb rozwalę...
— Nic nie wiem! — jęczała baba.
— Co nie wiesz!... On ci musiał powiedzieć, bo on twój synalek... Gadaj zaraz, gdzie schował, bo nim ten łajdak wróci, to mu kto ukradnie taki skarb. W całem mieście szepczą, że on coś znalazł, i już pewnie z dziesięciu na nasze klejnoty czatuje...
Stary skąpiec był wściekły z gniewu. Oczy mu krwią nabiegły, a żyły na czole nabrzmiały. Tupał nogami i wrzeszczał na żonę:
— Gadaj, gdzie skrzynka, bo cię...
— Nie wiem! — odparła baba.
Wtedy stary pochwycił ją ze włosy i począł bić kijem. Wreszcie rzucił ją na ziemię, skopał nogami i wybiegł na dziedziniec. Przewrócił stos gałęzi. Wpadł do obórki i począł rozgrzebywać mierzwę. Spuścił żóraw do studni i pukał nim w dno, sądząc, że może tam syn skrzynkę schował. Ale napróżno.
Więc znowu wrócił do izby i zbił żonę jeszcze lepiej. Możeby ją i zabił, bo żądza posiadania skarbu zagłuszyła w nim wszelkie uczucia ludzkie, gdy na szczęście, wszedł do chaty Moszek.
— Co wy robicie, Janie? — krzyknął na skąpca.
Stary oprzytomniał nieco.
— Biję babę — rzekł — ażeby powiedziała, gdzie jest skrzynka, co ją Wicek znalazł.