kę, więc chcąc podnieść się i wyjrzeć przez okno, zatoczyła się na tapczan. Po chwili twardo zasnęła.
Spała parę godzin. W tym czasie mąż jej zajrzał do izby, wylał na pijaczkę parę garncy wody i znowu powlókł się gdzieś szukać synowskiego skarbu.
Nareszcie baba, zmoczona od stóp do głów, otrzeźwiła się prędzej niż zwykle. Ziewnęła, przeciągnęła się i wyszła na dziedziniec, a widząc, że nikogo niema w ulicy, zbliżyła się do dołu z gnojówką i zapomocą gałęzi poczęła sprawdzać, czy skrzynka jest na swojem miejscu?
Szturgnęła kijem tu i owdzie, zamieszała pomyje, aż ją obryzgały, ale... skrzynki nie wyczuła.
Ogarnął ją strach, więc już całkiem przytomna wlazła w dół i poczęła grzebać rękoma w obrzydliwej cieczy.
Niema skrzynki!... a przecież z rana była tu. Była, pamięta ją najwyraźniej, sama dotykała ją gałęzią...
Przy tych poszukiwaniach zastał ją mąż siną, drżącą z wielkiego wzruszenia.
— Co ty tu robisz? — zawołał.
— Skrzynię Wickową ktoś ukradł! — odparła zmienionym głosem.
— Ukradł! — wrzasnął skąpiec. — Ukradł ktoś skrzynią klejnotów, a tyś mi nie chciała powiedzieć, że ona tu była... Tu, w tym dole!...
I oszalały z gniewu wpadł do izby, wyniósł stamtąd siekierę i chciał nią żonę zabić. Ale kobieta spostrzegła dość wcześnie, że mężowi źle z oczu patrzy, więc, wydrapawszy się z dołu, uciekła, przemoczona i cuchnąca.
Stary rzucił za nią siekierą, ale jej nie dosięgnął. Baba zaś pędziła ku miastu tak szybko, jakby jej strach ze czterdzieści lat odjął.
Skąpiec stracił już wszelką władzę nad sobą i resztę rozumu. Podniósłszy rzuconą siekierę, wrócił z nią do izby i po-
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.