Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

czął wszystko rąbać. Okna, ławy, półkę z naczyniami, tapczany z pościelą...
— Ukradli mi skrzynkę klejnotów! — wołał.
Wreszcie, w przystępie najwyższej rozpaczy, wynalazłszy gdzieś w kącie powróz, przeciągnął go przez belkę, wlazł na stół, zawiązał pętlę na szyi i skoczył...
Ale powróz był widać zbutwiały, bo urwał się, a skąpiec padł na ziemię i zwichnął nogę.
Zamiast więc tłomaczyć się na sądzie szczegółowym z pobudek samobójstwa, leżał nieborak na ziemi i krzyczał wniebogłosy.
W tem opłakanem położeniu znalazł go syn, Wicek, którego już uwolnili na komorze. Zobaczywszy straszny nieład w izbie, podruzgotane sprzęty, powróz na belce i ojca na podłodze, kontrabandzista zawołał:
— Co się tatkowi stało?...
— Skrzynią z klejnotami ukradli! — jęczał skąpiec. — O, ty kundlu jakiś!... nie powiedziałeś mi, gdzie leżała, i teraz masz...
Ale na Wicku wiadomość ta nie wywarła żadnego wrażenia.
— Ukradli? — spytał. — Pal ją kaci!... Tam nie było klejnotów, ino proch z niemieckiego arsenału...
— Proch?... nie klejnoty? — spytał skąpiec, szeroko otwierając oczy. — A skąd ty to wiesz?
— Słyszałem, jak gadali na komorze.
Teraz stary uczuł straszny ból w nodze.
— Wicek — rzekł — a naciągnij mi łapę, bom se zwichnął.
Syn obejrzał nogę, przyznał, że jest mocno zwichnięta, i przystąpił do operacji. W tym celu skąpiec chwycił się oburącz za próg, Wicek wziął go za nogę i szarpnął z całej siły.
— Gwałtu! — krzyknął skąpiec i aż zemdlał.