Baba przypomniała sobie, że obaj bracia dali jej po flaszce wódki, że Abraham długo z nią rozmawiał i że, o ile jej się zdaje, około południa Moszek był na dziedzińcu.
— Oni ukradli! — krzyknęła nagle stara i z zaciśniętemi pięściami pobiegła do sklepiku Cymesów.
Rzeczywiście nie omyliła się. W tym czasie, kiedy Abraham poił ją drugą flaszką wódki, Moszek wydobył skrzynkę z dołu i nawet nie zawalał się. Potem owinął swoją zdobycz w płachtę i poszedł do siebie, dając sygnał bratu, że już interes skończony.
W sklepiku bez trudności otworzyli tasakiem skrzynią drewnianą i znaleźli w niej, garncową może, puszkę z blachy żelaznej. Było w puszce kilka pęknięć i szczelin, któremi nawet woda dostała się do wnętrza. Swoją drogą jednak otworzyć jej nie było można, tak szczelnie przystawało wieko.
Bracia wzięli dłótko i poczęli próbować, podważać niem wieko. Ale napróżno. Blachy zahaczyły się jedna o drugą tak silnie, jakgdyby puszkę zalutowano. Trzeba ją było naciąć wokoło dłótkiem i rozbić.
Właśnie Abraham wziął dłótko i młotek, aby przystąpić do ostatniej czynności, a Moszek, stojąc we drzwiach sklepu, czuwał, gdy wtem doleciały ich okrzyki matki Wickowej. Kobieta biegła przez rynek z rozkrzyżowanemi rękoma, zbita, szkaradnie zawalana w gnojówce, i krzyczała:
— Złodzieje!... okradli mi syna!... wyciągnęli z dołu pełną skrzynią klejnotów.
Pijaczce towarzyszyła gromada ciekawych, z którymi wciąż łączyli się nieliczni przechodnie.
Taka procesja była bardzo nie na rękę Cymesom. Sklepik ze wszech stron otwarty, łatwo do niego zajrzeć i zastać ich — właśnie przy otwieraniu puszki z klejnotami!...
Nie chcąc zatem gorszyć ludzi poczciwych i wywoływać nieprzystojnej awantury, bracia zostawili siostrę Ruchlę za kantorem, a sami, przez podwórka i tylne uliczki, uciekli do
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.