dny ojciec już i tak był stary i od dwu lat nie mógł się ruszyć z łóżka.“
Wtem... o, dziwy!...
Josek, nieboszczyk, ów Josek, tak strasznie sparaliżowany, ukazał się w oknie wśród kłębów dymu. Miał na sobie krótką koszulę i wełniany kaftanik cyceles, ale był zdrów... Z lekkością młodzieńca przeskoczył okno i (rzecz nie do uwierzenia!) w pełnym galopie przebiegł rynek, a nawet — wyleciał za miasto i tam jeszcze biegał przez kilka minut po łące!
Rzecz już wyjaśniła się. Wicek nie znalazł w rzece klejnotów, lecz puszkę prochu i masy piorunującej. Ponieważ puszka miała szczeliny i leżała w wodzie, więc proch w części zamókł. Ale, gdy Josek począł tłuc młotem w skrzynkę, nastąpił wybuch, co prawda — bardzo słaby.
Domowi nic się nie stało. Pękły tylko szyby i upadło przepierzenie od alkierza. Ale wyrzucony w powietrze paralityk, pod wpływem przerażenia, odzyskał władzę nad nerwami — i wyzdrowiał!
Słowem, stało się to wszystko nadspodziewanie dobrze, ale ani Moszek, ani Abraham nie byli kontenci z takiego obrotu rzeczy. Oni woleliby mieć puszkę klejnotów, aniżeli zdrowego ojca. Doświadczyli przykrego zawodu, uważali się za pokrzywdzonych i, ażeby chociaż część strat odzyskać, poszli do wójta do kancelarji.
Wójt, który już wiedział o szczegółach wybuchu, powinszował im naprzód tego, że ich poczciwy ojciec w tak cudowny sposób odzyskał zdrowie, a następnie napomknął, że może być śledztwo.
— Skąd wy proch macie? — mówił. — Takich rzeczy trzymać w izbie nie wolno.
— Jaki proch? — zdziwił się Moszek. — Ojciec nasz już od rana był zdrowszy i tak się rzucał na łóżku, że aż się przepierzenie wywróciło. Z tego zrobił się w domu huk i kurz,
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/076
Ta strona została uwierzytelniona.