a głupie ludzie gadają, że to proch się zapalił. Coby u nas proch robił?...
Wójt pokiwał głową i rad nierad udał, że wierzy objaśnieniom, czując, że z Moszkiem, któremu „szydła golą,“ wojować nie wypada.
Ale teraz Moszek zaatakował go.
— Jakże to będzie, panie wójcie, z tą materją? — rzekł. — Tam było dwie sztuki, warte sto pięćdziesiąt rubli. Panu wójtowi podobno ukradli, czy coś... a naczelnik upomina się u nas.
Wójt przeżegnał się.
— Co ty mamroczesz, niedowiarku boży? — odparł zdziwiony. — Jakże, więc ja zrobiłem wam łaskę, żem przechował materją, a ty mi o pieniądzach gadasz?...
Moszek przybrał minę zuchwałą i począł mówić z krzykiem:
— Co to łaskę?... komu łaskę?... pan wójt sobie zrobił łaskę, kiedy materja zginęła, ale nam nieszczęście, bo naczelnik upomina się! To nawet były sztuki oplombowane, cło od nich opłacone... Ja mam kwitancją!
Wójt począł targać siwe włosy.
— Jezu!... a dyć te hycle o złodziejstwo mnie posądzają! — wołał.
— My o nic nie posądzamy — odezwał się Abraham. — My tylko chcemy odzyskać część strat. Materja warta sto pięćdziesiąt rubli, więc my damy pięćdziesiąt, a pan wójt niech da resztę, bo nas naczelnik rozpiecze...
Mały pisarz siedział przy stole, jak przyśrubowany, a gdy wójt zapytał go:
— Co tu robić?...
Odpowiedział:
— Trza im dać sto rubli, i niech idą na złamanie karku!
— Skąd ja wezmę sto rubli? — biadał wójt. — Ja przecie nie mam tyle pieniędzy.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.