W tym samym domu, o piętro wyżej, mieszkał introligator, który oprawiał książki jednemu z amatorów i znawców muzyki. Pewnego razu znawca wdrapywał się do introligatora, a jako człowiek nieco otyły, odpoczywał na każdem piętrze. Na drugiem usłyszał coś szczególnego, mianowicie piosenkę, graną na lichym instrumencie w niezwykły sposób. Wykonanie nie było poprawne, tempo zmienione, chwilami zdawało się, że artyście brakuje niektórych palców. Mimo to, czuć było pewność, a nawet fantazją wytrawnego muzyka, obok czegoś, co możnaby nazwać naiwną poezją.
Przysłuchawszy się dłużej, amator i znawca poznał, że owa piosenka jest tylko tematem, który nieznany artysta przerabiał na wszelkie możliwe sposoby, ani razu bez błędu, ale zawsze genjalnie.
— Co to jest? — szepnął, nie mogąc sobie zdać sprawy ze zjawiska.
Nagle otworzył drzwi mieszkania, skąd płynęły dziwne melodje, i pod oknem, na krześle i na pęku nut, zamiast wytrawnego muzyka, zobaczył — dziecko, mizerne, skulone, ubogo odziane, a tak zatopione w swojej grze, iż nie słyszało wejścia obcego człowieka.
Gość rzucił okiem po izdebce. Było tu czysto, ale biednie. Czarny stół, wiśniowa szafa, kanapka obita perkalem, gdzie niegdzie pocerowana, kwiaty i świeżo uprane firanki w oknie.
Teraz malec spostrzegł gościa; przestał grać i zalękniony, podniósł na niego szare oczy.
— To ty grasz, ty?... — dziwił się przybysz.
Chłopak zeskoczył ze swej piramidy, zmieszany, ukłonił się, ale milczał.
— Można tu usiąść?...
Dziecko z trudem przyniosło gościowi krzesełko,
— Jak ci na imię, mały? — pytał dalej znawca, poprawiając się na twardem krześle.
— Adaś.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.